Wczesny ranek 24 marca 1944 r. Markowa, niedaleko Łańcuta, Rzeszowszczyzna. Zabudowania rodziny Ulmów, którzy ukrywali ośmioro swoich żydowskich sąsiadów Saula Goldmana z czterema synami, Gołdę Gruenfeld i Leę Didner z małą córeczką.
Do budynków wpadają niemieccy żandarmi mordując część ukrywających się Żydów podczas snu, a pozostałych na podwórku.
“Rrrraus!!! Geh polnische Schweine und deine jüdischen Gäste aus!” Wrzaski żandarmów mieszają się z krzykiem ofiar, dzieci szlochają, piszczą “mamo, mamo!” Niemcy wrzeszczą: “Schließe die Morde, Maul halten!”
Kolejne strzały, na ziemię osuwają się ciała Wiktorii i Józefa Ulmów, przerażone dzieci patrzą na agonię swoich rodziców, straszny lament i krzyki.
Dowódca niemieckiej ekspedycji karnej por. Eilert Dieken (dożył w Niemczech spokojnej starości) po chwilowych rozterkach rozkazał zabić szóstkę dzieci Ulmów: Stasia, Basię, Władka, Franka, Tośka i Marysię, najstarsze 8 lat, najmłodsze półtora…
Rozkaz ochoczo wykonał słowacki volksdeutsch Joseph Kokott (aresztowany w latach 50-tych, zmarł w więzieniu w 1980 roku).
“Dlaczego zabiliście dzieci?” – zapytał niemieckiego oficera wstrząśnięty Teofil Kielar, sołtys Markowej wezwany przez żandarmerię. “Żeby wasza gromada nie miała z nimi kłopotu!” – odparł por. Eilert i rozkazał: “Bergrabe den Kadaver! – zakopać to ścierwo!”
Po wszystkim wódka, rabunek a wszystkiemu przyglądał się judasz, ten który doniósł – Ukrainiec, granatowy policjant Włodzimierz Leś, w kieszeni miętosił ręką judaszowe srebrniki…
Po kilku dniach miejscowa ludność odkopała ciała, wkładając je do trumien, które później przeniesiono na cmentarz w Markowej. Po odkopaniu jamy grobowej okazało się, że jest jeszcze jedna ofiara niemieckiego mordu: dzieciątko, które zaczęło swoje przyjście na świat w momencie śmierci matki Wiktorii. Pierwszy krzyk dziecka został stłumiony piachem…
Autor: Romuald Rzeszutek
Zdjęcia: Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej
Historia