Walenty Badylak to nazwisko, które zapisało się w historii Polski w wyniku jednego z najbardziej dramatycznych i tragicznych wydarzeń związanych z protestami społecznymi w okresie PRL-u. 21 marca 1980 roku, w samym centrum Krakowa, Badylak podpalił się w proteście przeciwko zakłamywaniu zbrodni katyńskiej i rządom komunistycznej władzy.
https://twitter.com/Avanti_1989/status/1638057856116113408?s=20
Badylak podczas II wojny św. był żołnierzem Armii Krajowej. Po wyzwoleniu prowadził w Mrowinach koło był piekarzem. Po przeprowadzce do Krakowa pracował jako ślusarz w Zakładach Mechanicznych. Był związany z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz z Komitetem Obrony Robotników. Z powodu swojej działalności był wielokrotnie zatrzymywany przez milicję, a nawet więziony. Jego protest był jednym z wielu, które wówczas miały miejsce w Polsce, a które były odpowiedzią na restrykcyjne i represyjne rządy komunistów. W wyniku tej sytuacji politycznej, niezadowolenie i frustracja społeczna narastały, a protesty stawały się coraz bardziej intensywne.
21 marca 1980 roku, Badylak postanowił zrobić coś drastycznego, aby przyciągnąć uwagę opinii publicznej i skłonić władze do zmiany polityki. W centrum Krakowa, na ulicy Brackiej, podpalił się. Jego ciało pokryło się płomieniami, a przechodnie, którzy widzieli jego desperacki gest, szybko wezwali pomocy.
Badylak został natychmiast przetransportowany do szpitala, ale nie udało się go uratować. Zmarł w karetce. Znaleziono przy nim informację, z której wynikało, że odebrał sobie życie „za Katyń, za demoralizację młodzieży, za zniszczenie rzemiosła”. Natomiast władze komunistyczne zinterpretowały ten akt, jako wynik choroby psychicznej.
W 1990 r. w miejscu samospalenia Badylaka jego wnuk, ksiądz Wojciech Badylak poświęcił tablicę pamiątkową, gdzie widnieje napis: „Nie mógł żyć w kłamstwie, zginął za prawdę”.
Samospalenie Badylaka było symbolem walki o wolność i godność człowieka oraz dowodem na to, że ludzie są gotowi na poświęcenia w imię swoich idei. Dziś, gdy prawda o Katyniu jest powszechnie znana i za jej głoszenie nie grożą konsekwencje, tym bardziej winniśmy pamięć tym, którzy tak dramatycznie walczyli o nią w latach PRL.
Artur Sławkowski
Zdjęcie: IPN