Z podpułkownikiem Marcinem Komorkiem z Brygady Podkarpackiej Wojsk Obrony Terytorialnej, spotykamy się w Przemyślu, w Centrum Pomocy Humanitarnej dla uchodźców z Ukrainy.
George Byczynski, British Poles: Panie pułkowniku, czy zauważył Pan zwiększoną ilość rekrutów do Wojsk Obrony Terytorialnej, po rozpoczęciu konfliktu?
Marcin Komorek: Słyszymy takie głosy z całej Polski. U mnie, w moim batalionie, ilość zwiększa się, ale nie tak diametralnie, jak w innych brygadach na terenie kraju, gdzie mam informacje, że od rozpoczęcia konfliktu na Ukrainie ilość rekrutów, osób zainteresowanych dołączeniem do nas, zwiększyła się 5, 7-krotnie. To zależy o jakim regionie Polski mówimy. Widzę zainteresowanie w moim rejonie, ale nie jest ono tak spektakularne, jak w głębi Polski.
Dokąd ta kolejka? Do służby w WOT!
Mamy więcej chętnych niż miejsc! Już teraz doplanowujemy dodatkowe szkolenia, aby przyjąć wszystkich ochotników.
Rośniemy w siłę!#Terytorialsi #LekkaPiechota #ZawszegOTowi #Zawszeblisko pic.twitter.com/E66bdPYFZV— Terytorialsi – Zawsze gotowi, zawsze blisko! (@terytorialsi) March 25, 2022
BP: Mówi się o tym, że Ukraińcy stworzyli swoją Obronę Terytorialną, korzystając z doświadczeń i wzorując się na WOT. Czy to jest prawda? Jak mógłby Pan porównać ich działania?
MK: Jeśli chodzi o terytorialność, to tak, ponieważ jak słyszałem z rozmów tutaj wśród Ukraińców w Przemyślu, ich żołnierze z Obrony Terytorialnej walczą w swoich miejscowościach na Ukrainie. Nasza obrona też jest oparta o teren, gdzie działamy: powiat, województwo, gminę. Nawet sołectwo. Nasi żołnierze są przygotowani u nas, służą w wojsku, aby bronić swojej „małej ojczyzny”. To nie są wojska operacyjne, które są wykorzystywane na całym obszarze działań, oni w razie potrzeby będą po prostu bronić swojej miejscowości, gminy lub powiatu.
BP: Czy słyszał Pan o Polakach z zagranicy, na przykład z Wielkiej Brytanii, którzy zapisywali się do WOT-u? Czy w ogóle istnieje taka możliwość?
MK: Każdy, kto ma polskie obywatelstwo, może się zapisać do Wojsk Obrony Terytorialnej. Z tym jednak, że musi się liczyć z faktem, że jest to obowiązek. Jest to trudne w przypadku kogoś mieszkającego w Anglii, bo przynajmniej raz w miesiącu obowiązuje weekendowe szkolenie. To jest spore utrudnienie dla kogoś kto nie tylko mieszka, ale i pracuje zagranicą. Raz w miesiącu każdy żołnierz musi się obowiązkowo stawić na 2 dni do służby. Do tego dochodzą 2 tygodnie rocznie szkolenia zintegrowanego. Nasi żołnierze muszą być dyspozycyjni, dlatego na ogół rekrutują się z terenów, gdzie mieszkają i pracują. Jeśli nie mamy wojny to po prostu szkolimy się i przygotowujemy. I mamy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli wykorzystać umiejętności naszych żołnierzy.
BP: Podczas powstawania WOT było wiele głosów z Polski, że takie wojska nie są potrzebne, bo po co szkolić ludzi skoro mamy pokój. Teraz w czasie konfliktu u naszego wschodniego sąsiada okazuje się, że takie formacje są niezwykle potrzebne i nawet mogą mieć duży wpływ na wynik niektórych bitew. Jakby odniósłby się Pan do wypowiedzi tych osób, które były krytyczne w kwestii potrzeby powołania WOT?
MK: Przez wiele lat w Wojsku Polskim dążyliśmy do profesjonalizacji i rzeczywiście szkoliliśmy żołnierzy zawodowych. Sam jestem żołnierzem zawodowym. Moi żołnierze, moi podwładni, również byli żołnierzami zawodowymi, o zaawansowanym wyszkoleniu. Zwykle obsługujemy skomplikowany sprzęt. Ale żołnierze WOT to są żołnierze batalionów lekkiej piechoty, kompanii lekkiej piechoty. To jest piechota, która ma na wyposażeniu broń lekką, broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą. Ta broń nie jest skomplikowana i jest łatwa w obsłudze. Właśnie ta łatwość obsługi broni i brak konieczności długotrwałego szkolenia zapewnia nam przewagę w stosunku do wojsk operacyjnych. Nasi żołnierze są stąd, znają każdą ścieżkę. Jeśli ja mam zajęcia, na przykład z taktyki, to żołnierz wojsk operacyjnych otwiera mapę i nie zna terenu. Nigdy go tam nie było. A żołnierze WOT jeździli tymi ścieżkami i drogami, dokładnie wiedzą gdzie można przejechać, jakiej drogi unikać. Nawet zwykły szeregowy żołnierz posiada taką wiedzę. To jest główna zaleta WOT. My dokładnie znamy swój teren, wiemy jak się w nim poruszać i jak działać.
BP: Czy, Pana zdaniem, będąc Polakami możemy czuć się bezpiecznie, czy też powinniśmy spodziewać się potencjalnego zagrożenia w przyszłości?
MK: Jest takie łacińskie powiedzenie „Si vis pacem, para bellum”, które zawsze sobie biorę do serca. Oznacza to: „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny.” Robimy wszystko jak najlepiej, żeby się do tej wojny przygotowywać, ale musimy być świadomi, ze wojna to jest ostateczność i największa tragedia dla ludzi. Dlatego musimy się do niej, ale jednocześnie zrobić wszystko, by wywrzeć na przeciwniku takie wrażenie, by nigdy nie zechciał nas zaatakować.
BP: Dziękuję za wywiad.
Rozmawiał: George Byczynski
Zdjęcie: British Poles
Polityka