Dzięki Kancelarii Premiera RP, jak również z inicjatywy prawnuka Mieczysława Jałowieckiego – Andrzeja Jałowieckiego oraz przy wsparciu lokalnego polonijnego działacza Tomasza Muskusa (zwanego Sherlockiem Holmesem polskiego Londynu), szczątki Mieczysława Jałowieckiego oraz jego żony, zostaną sprowadzone do Polski. W działania zaangażowane jest Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które pilotuje całe przedsięwzięcie.
28 czerwca 2022 roku mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w spotkaniu zorganizowanym i prowadzonym przez Ambasadę RP w Londynie wraz z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, poświęconemu Mieczysławowi Pieriejasławskiemu-Jałowieckiemu, polskiemu dyplomacie, agronomowi, pisarzowi i szlachcicowi. Spotkanie to miało na celu przybliżenie postaci Księcia Mieczysława Jałowieckiego oraz przygotowanie gruntu pod przeniesienie jego szczątków z miejsca, gdzie obecnie spoczywają – tj. na jednym z zapomnianych cmentarzy Beckenham w południowym Londynie do Polski, w co silnie zaangażowane jest Muzeum II Wojny światowej w Gdańsku.
W spotkaniu wzięli udział Wojciech Labuda z Kancelarii Premiera RP, p.o. dyrektora Muzeum II Wojny Światowej – Grzegorz Berendt oraz prof. dr. hab. Marek Kornat z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, którzy wygłosili przemówienia. Profesor Kornat w swoim wykładzie przybliżył zaproszonym gościom osobę oraz zasługi Jałowieckiego których było bardzo wiele, a z których największa był oczywiście zakup Westerplatte, chociaż za jego życia Jałowiecki nie był zbyt doceniony. Prof. Kornat podkreślił, że sprowadzając szczątki Jałowieckiego: “dzisiejsza Polska dopiero spłaca pewien dług.”
Spotkanie otworzył Jego Ekscelencja Ambasador RP prof. Piotr Wilczek. Wśród znamienitych gości znaleźli się brytyjski historyk i pisarz Roger Moorhouse oraz były Minister Spraw Zagranicznych RP i naukowiec prof. Jacek Czaputowicz.
Mieczysław Pieriejasławski-Jałowiecki pochodził z arystokratycznej rodziny Pieriejasławskich-Jałowieckich. Jak pisał we wspomnieniach: „Nasza rodzina należała do rodziny Rurykowiczów, co w Rosji wiele znaczyło. Czuliśmy się jednak bardzo Polakami, a to w Rosji było ogromną wadą”. Rodzina Mieczysława swoją wysoką pozycję zawdzięczała nie tylko przyzwoitości. Jego ojciec, generał Bolesław Jałowiecki, miał zasłużoną karierę w sferze gospodarczej i politycznej jako członek Dumy Rosyjskiej, wybitny budowniczy kolei i założyciel Pierwszego Towarzystwa Kolejowego w Rosji. Jego matka Aniela Witkiewicz była najmłodszą siostrą znanego malarza Stanisława Witkiewicza i ciotką znanego artysty Witkacego.
Mieczysław Jałowiecki wkrótce poszedł w ślady ojca. Początkowo naukę pobierał od nauczycieli domowych. Następnie uczęszczał do szkoły angielskiej, zorganizowanej przez kolonię brytyjską w Petersburgu i Liceum Cesarskiego w tym samym mieście. Szkołę tę ukończył z wyróżnieniem, uzyskując tytuł kandydata nauk ekonomicznych. Następnie edukację kontynuował na wydziale chemicznym i agronomicznym Uniwersytetu w Rydze. Owocem tego etapu kształcenia było uzyskanie przezeń tytułu agronoma. Na tym jednak Jałowiecki nie zakończył edukacji. Do 1903 roku przebywał w Niemczech i Wielkiej Brytanii, zapoznając się tam z osiągnięciami hodowli, rolnictwa i przemysłu rolnego tych krajów. Oprócz tego kontynuował naukę na Uniwersytecie w Halle oraz w Bonn, gdzie przygotowywał pracę doktorską z uprawy i melioracji torfów. Dzięki temu, jak i zagranicznym podróżom, opanował znajomość kilku języków – rosyjskiego, litewskiego, angielskiego, niemieckiego francuskiego i słabiej szwedzkiego. To otworzyło mu drogę do kariery – zarówno we własnym kraju, jak i zagranicą.
Po powrocie w rodzinne strony Mieczysław Jałowiecki mocno zaangażował się w działalność społeczną. Szybko też rozwinęła się jego kariera. Do 1918 roku pełnił funkcje m.in. radcy Ministerstwa Rolnictwa w Petersburgu, konsula do spraw rolnictwa Rosji w Niemczech, dyrektora Towarzystwa Akcyjnego Dróg Dojazdowych oraz Towarzystwa Akcyjnego Północno-rosyjskiego Handlu Zewnętrznego. Oprócz tego był także członkiem rady Rosyjsko-Angielskiej Izby Handlowej i Wydziału Żeglugi Morskiej Centralnego Komitetu Przemysłowego w Petersburgu. Przede wszystkim był jednak właścicielem ziemskim w majątkach Syłgudyszki i Otulany. Dzięki zdobytej wiedzy i praktyce, jego gospodarstwo stało się jednym z najnowocześniejszych w całej Litwie.
Przy tym wszystkim mocno angażował się w sprawy regionu i środowiska ziemiańskiego, uczestnicząc chociażby w pracach Wileńskiego Towarzystwa Rolniczego i Banku Ziemskiego czy jako ławnik – w rozprawach sądu przysięgłych. Sytuacja gruntownie zmieniła się jednak w 1917 roku po wybuchu rewolucji bolszewickiej.
Na skutek rewolucji bolszewickiej, polscy ziemianie zostali pozbawieni ziemi i posiadanych majątków. Nie inaczej było w przypadku Jałowieckiego. Co prawda próbował na różne sposoby odzyskać majątki w Syłgudyszkach i Otulanach. Ostatecznie jego próby spełzły jednak na niczym. To, jak i skala zniszczeń i przemocy niesionej przez bolszewików, spowodowało, że stosunkowo przyjazny stosunek Jałowieckiego do Rosjan uległ diametralnej zmianie. Jak wspominał później ten okres: „Po Rosjanach pozostała mi w sercu nie litość, ale uczucie niesmaku, obrzydzenia i niewysłowionej pogardy”.
Do końca 1918 roku Mieczysław Jałowiecki przebywał na Wileńszczyźnie, gdzie oprócz prób ratowania majątku czynnie angażował się również w przygotowania do samoobrony Wilna. Sytuacja na tych ziemiach również nie należała jednak do najłatwiejszych. W obliczu zagrożenia ze strony Armii Czerwonej, do głosu doszły separatystyczne dążenia Litwy. To wszystko tylko wzmagało niepokoje społeczne. Widząc taki obrót wydarzeń, środowisko ziemiańskie zdecydowało się zorganizować delegację, która miała udać się do Warszawy i przedstawić Naczelnikowi Państwa trudną sytuację na Wilnie oraz prosić o pomoc. Jednym z inicjatorów i uczestników tej delegacji był Mieczysław Jałowiecki. Mężczyzna planował, że po pomyślnym załatwieniu sprawy wróci do Wilna i zaangażuje się dalej w jego obronę. Wydarzenia potoczyły się jednak zgoła odmiennie i choć rzeczywiście wyjechał ze stolicy, to w zgoła odmiennym kierunku.
Wraz z pozostałymi członkami delegacji Jałowiecki dotarł do Warszawy, gdzie został przyjęty przez Józefa Piłsudskiego – de facto swojego krewnego. Jak przyznał we wspomnieniach: „Z domem Piłsudskich z Żułowa; łączyło nas bliskie pokrewieństwo przez Babkę moją Szemiothównę z domu. Wuj Józef Piłsudski był ciotecznym mojej Matki”.
Wujem Jałowieckiego był również późniejszy prezydent II Rzeczpospolitej – Gabriel Narutowicz. W Warszawie Mieczysław brał udział w wielu spotkaniach, gdzie nakreślał trudne położenie miasta i konieczność udzielenia mu pomocy. Na to było jednak zbyt późno – mimo ofiarności Polaków miasto padło. Wobec tego Jałowiecki postanowił nie wracać na Wileńszczyznę. Naczelnik Państwa miał wobec niego inne plany.
Wysłał swojego krewnego do Gdańska. Misja, którą mu powierzył, miała szczególny charakter. Ze względu na wielki niedostatek produktów żywnościowych po wojnie, rząd polski zawarł z rządem Stanów Zjednoczonych umowę, na mocy której kraj ten zobowiązał się je Polsce dostarczać – temu miała służyć Amerykańska Misja Żywnościowa (American Relief Administration), której przewodniczącym został późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych Herbert Hoover. Ładunki miały być dostarczane drogą morską do Gdańska, stamtąd zaś, głównie transportem kolejowym, do różnych regionów Polski. Aby to jednak było możliwe, Polacy musieli w krótkim czasie zorganizować instytucję, która zajmie się odbiorem tych towarów, ich wyładunkiem oraz przewiezieniem w inne części kraju. To też zadanie powierzono Mieczysławowi Jałowieckiemu.
Ówczesny minister aprowizacji Antoni Minkiewicz w porozumieniu z Piłsudskim 11 stycznia 1919 roku mianował go generalnym delegatem Ministerstwa Aprowizacji na miasto Gdańsk. Kilkanaście dni później – 28 stycznia – premier Ignacy Paderewski powierzył mu zaś funkcję delegata rządu polskiego w Gdańsku. Przed wyjazdem Jałowiecki spotkał się z Piłsudskim, który w żołnierskich słowach przekazał mu osobliwe życzenia powodzenia na służbie: „Nie dogodzisz nam, czeka cię kula w łeb. Nie dogodzisz Niemcom, dostaniesz od nich kulę, staraj się, aby ciebie jedno i drugie ominęło. To są moje instrukcje”.
W 0rganizacji transportów żywności i zakupie Westerplatte towarzyszyły Jałowieckiemu dwie osoby – Witold Wańkowicz i admirał Michał Borowski. Zadanie, przed jakim stanęli, nie było jednak łatwe. Chociaż Niemcy zostali zobowiązani do tego, by udostępnić tabor kolejowy i urządzenia portowe, w rzeczywistości nie stosowali się do poleceń i szybko zaczęli utrudniać Polakom zadanie. Niejednokrotnie organizowali antypolskie demonstracje, okazując jawną wrogość wobec Polaków – do tego stopnia, że przeprowadzili napad na pociąg z pierwszym transportem żywności. Jałowiecki nie dawał jednak za wygraną i robił co do niego należy. Wkrótce też zrobił znacznie więcej.
Mieszkając w Gdańsku często zachodził na półwysep Westerplatte i choć wtedy był on zwykłym nadmorskim kurortem, Jałowiecki dostrzegł w nim znacznie więcej. Jak kiedyś przyznał: „Kto ma Westerplatte, ten panuje nad wejściem do portu gdańskiego”.
Postanowił więc działać, tym bardziej, że w mieście pojawiło się sporo angielskich i sowieckich agentów zainteresowanych kupnem tamtejszych nieruchomości, a Niemcy, niepewni swojej sytuacji w Gdańsku, zaczęli je wyprzedawać. Nie chcąc dopuścić do tego, by Westerplatte powędrowało w obce ręce, udał się do Warszawy z zamiarem przekonania Minkiewicza i Paderewskiego do zakupu tego terenu. Obu politykom pomysł bardzo się spodobał. Pojawił się jednak problem – rząd polski nie miał pieniędzy na ten zakup. Politycy poprosili Jałowieckiego, by zdobył je „na własną odpowiedzialność”, z zastrzeżeniem, że oddadzą pieniądze, gdy Polska obejmie status prawny w Gdańsku. Tak też dyplomata z Gdańska zrobił – wziął kredyt na swoje nazwisko i postanowił sam nabyć Westerplatte.
O ile pieniądze udało się zdobyć, o tyle pojawiła się kolejna trudność. Niemiecki właściciel nieruchomości na półwyspie orzekł, że sprzeda je tylko Niemcowi. Jałowiecki znalazł więc Kaszuba o niemieckim nazwisku i za sowitą opłatę przekonał go, by ten kupił Westerplatte na własne nazwisko. Tak też się stało. Po kilku dniach odsprzedał zakupiony półwysep Jałowieckiemu. W podobny sposób nabył on również inne nieruchomości – w tym m. in. obiekty przy ujściu Wisły i stocznię położoną w rozwidleniu Wisły z Motławą.
Chociaż Jałowiecki istotnie zasłużył się Polsce, chociażby przez zakup wspomnianych nieruchomości czy koordynację pomocy zza Oceanu, w Warszawie jego działalność nie spotkała się ze zbytnim entuzjazmem. Przeciwnicy, szczególnie socjaliści, zaczęli pisać na niego przeróżne donosy, wysuwać pomówienia, zarzucając rodzinne powiązania; – jak to sam określił w swoich wspomnieniach – „kąsać go stale po łydkach”. W wyniku różnych zabiegów socjalistów, na czele Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku w 1920 roku stanął Maciej Biesiadecki, a Jałowiecki został jego zastępcą. Na skutek tego, jak i pogarszającej się atmosfery, pod koniec 1920 roku mężczyzna złożył dymisję i postanowił wyjechać z miasta. Przeprowadził się do majątku Kamień koło Kalisza, gdzie zajął się działalnością rolniczą i społeczną. Dzięki lokalnej działalności Mieczysława Jałowieckiego powstał między innymi szpital w Kaliszu.
Okres II wojny światowej spędził w Wielkiej Brytanii. Będąc na emigracji mocno angażował się w działalność środowisk polonijnych, napisał też sporo broszur i książek z dziedziny rolnictwa i turystyki. Do Polski jednak nigdy nie wrócił. Zmarł w 1962 roku pod Londynem. Zostawił jednak po sobie cenne wspomnienia – książki „Na Skraju Imperium”, „Wolne Miasto” oraz „Requiem dla Ziemiaństwa” (później wydane w jednej książce jako trylogia „Na Skraju Imperium i inne Wspomnienia”) oraz inne nieopublikowane jeszcze dzieła jego autorstwa stanowią żywy zapis walk o polskość Gdańska oraz świadectwo życia ziemiaństwa, obrazując świat, który bezpowrotnie minął.
Jako wielki patriota oraz prawy Polak, Jałowiecki zdecydowanie zasłużył sobie na powrót do Polski oraz odpowiednie miejsce w naszej historii. Jego szczątki spoczną w jego ukochanej Ojczyźnie już w ciągu następnych kilku miesięcy.
Iwona Golińska
Autorka jest Prezesem i założycielką stowarzyszenia Polish Sue, organizacji polonijnej w Wielkiej Brytanii pod patronatem Sue Ryder – Lady Ryder of Warsaw.
Źródło: Polishhistory.pl
Zdjęcie główne: Polskie Miejsca Pamięci
Zdjęcia w tekście: Iwona Goliśka, Tomasz Muskus, Ambasada RP w Londynie, Muzeum II Wojny Światowej, British Poles