Z Adamem Gajkowskim z Australii, niezależnym kandydatem w tegorocznych wyborach do Sejmu i do Senatu RP, spotykamy się w Londynie przy okazji Polonijnego Kongresu „Polska – Wielki Projekt”. Adam Gajkowski był jednym z uczestników panelu zatytułowanego „Polska ponad granicami. Jak Polska może efektywniej wspierać i integrować Polonię?”

Wybory odbędą się w dniu 15 października 2023 roku (niedziela). Adam Gajkowski startuje z listy nr 19, (Warszawa i zagranica) z pozycji nr 20. Ze względu na to, że po raz pierwszy Polacy mieszkający poza Ojczyzną będą mieli szansę wybrania swojego posła, postanowiliśmy poprosić Adama Gajkowskiego o wywiad.
Maria Byczynski, British Poles: Panie Adamie, proszę opowiedzieć naszym czytelnikom coś więcej o sobie. Wiemy, że był Pan aresztowany w komunistycznych czasach i dostał Pan bilet w jedną stronę na wyjazd z Polski.
Adam Gajkowski: Brałem udział w strajku grudniowym w 1981 roku, reprezentowałem Zakład Remontowy Energetyki w Stoczni Gdańskiej. Zostałem aresztowany, skazany na 3 lata więzienia i i 3 lata pozbawienia praw publicznych przez Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni. Po wyjściu z więzienia nie zaprzestałem działalności. Były drobne zatrzymania plus jedno przesłuchanie, które dopełniło czary. Wtedy panowie ubecy próbowali mnie namówić na współpracę.
MB: Czy to spowodowało, że Pan wyemigrował?
AG: Nie ukrywam, że moja odpowiedź rozczarowała ubeków. Dlatego w maju 1985 roku postanowiliśmy z żoną wyjechać do Australii, która w tamtym czasie wydawała się oazą spokoju i bezpieczeństwa. Mieszkamy tam do dzisiaj.
MB: Naturalnie, kontynuował Pan tam swoją działalność społeczną, tym razem na rzecz Polonii?
AG: Tak, w pierwszym okresie braliśmy udział w demonstracjach antykomunistycznym pod Ambasadą PRL. Protestowaliśmy przeciwko dogadywaniu się z komunistami w Magdalence i przeciwko kuriozalnym 30-procentowym wyborom. Organizowałem też demonstrację przeciwko mordowaniu polskich księży: Zycha, Suchowolca i Niedzielaka. W 1989 roku komuna niby upadła. Ale tak naprawdę, komuna obłowiła się na majątku narodowym, a to co zostało sprzedała lewica „Solidarności”. Ciągle to nie była ta Polska, którą sobie wymarzyłem.
MB: A o jakiej Polsce Pan marzył?
AG: Marzyłem o Polsce niepodległej. Takiej, która by się rozliczyła z przeszłości komunistycznej. Zawsze optowałem, by doszło do lustracji i wśród Polonii, i w Polsce. Wiadomo, że rząd Jana Olszewskiego został odsunięty od władzy w czerwcową noc 1992 roku. Także lustracja była niepełna, a wiemy że nadal istnieje zbiór zastrzeżony, już nie mówiąc o materiałach zgromadzonych przez WSI.
MB: Jak wyglądała działalność organizacji polonijnych w tym czasie?
AG: Pierwsze było Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, które skupiało byłych działaczy „Solidarności”. Zajmowaliśmy się upamiętnianiem ważnych rocznic, jak na przykład Powstanie Warszawskie. Weterani polscy już robili się starsi i nie organizowali takich uroczystości więc my poniekąd wypełniliśmy tę lukę. Potem, w 2005 roku, zawiązało się Stowarzyszenie „Nasza Polonia”, którego byłem prezesem przez 14 lat. Obecnie jestem jego honorowym prezesem. Zapraszaliśmy do Australii wielu wspaniałych ludzi do z wykładami, koncertami, posadziliśmy 21 dębów katyńskich. Naszym sztandarowym projektem jest Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych w marcu.
MB: Jak liczna jest Polonia australijska i jak jest aktywna?
AG: Polonia australijska liczy około 180 tysięcy osób. Jest głównie skupiona w największych miastach jak Melbourne około 55 tysięcy osób, w Sydney około 45 tysięcy. Aktywność Polonii nie przekracza 5 procent tej liczby i tak jest chyba wszędzie. To chyba jakaś światowa norma. Zdarza się jednak, że czasami jedno wydarzenie potrafi pociągnąć za sobą tłum i skonsolidować Polonię. Takim wydarzeniem było niewątpliwie wejście Polski do NATO. Polonia amerykańska, za prezesury Pana Moskala, potrafiła zebrać 9,5 miliona podpisów i demonstrować każdego dnia pod biurami senatorów amerykańskich. Najwyraźniej Polonia potrafi się skonsolidować , gdy istnieje konkretna potrzeba. Gdy senatorowie zobaczyli taką siłę, musieli głosować tak, jak ta siła im dyktowała i mimo niechęci przyjąć Polskę do NATO. Na Polonię w krytycznych momentach można liczyć. Gorzej jest w codziennym życiu.

MB: Proszę powiedzieć naszym czytelnikom, co spowodowało, że postanowił Pan kandydować w tegorocznych wyborach?
AG: Od lat była mowa, ze Polonia powinna mieć swojego przedstawiciela. PiS w tych wyborach wysłuchało apeli forów polonijnych i zaproponował kandydowanie jednemu przedstawicielowi Polonii skądkolwiek na świecie na liście „Warszawa i zagranica”. Minister Jan Dziedziczak poprosił światowe Stowarzyszenie „Republika Polonia” o wyasygnowanie takiego kandydata i Zarząd wybrał mnie.
MB: Co chciałby Pan przekazać w imieniu Polonii?
AG: Ja bym chciał, by mój głos, jako przedstawiciela Polonii, był w Polsce słyszany. By za moim pośrednictwem Polonia mogła opowiedzieć o swoich bolączkach. Jeśli zostanę wybrany, to Polonia będzie miała po raz pierwszy swojego przedstawiciela w Sejmie. Nie ma dużo czasu, by dotrzeć z tą informacją do Polaków mieszkających na całym świecie, ale próbuję go wykorzystać jak najlepiej – poprzez wywiady, osobiste kontakty, media społecznościowe. Chcemy przekonać jak największą ilość Polaków do głosowania na kandydata Polonii.
MB: Jest Pan kandydatem niezależnym?
AG: Tak, Jestem kandydatem niezależnym kandydującym z listy Prawa i Sprawiedliwości. Lista 19, pozycja 20 – Polaków jest poza granicami 20 milionów i ja też mam numer 20.
MB: Polonia zawsze była sumieniem narodu, dlatego tak ważne jest to, że my mieszkając za granicą, mamy wreszcie szansę wypowiedzieć się w swoim własnym imieniu. Możemy mieć swojego kandydata, który będzie nas reprezentował w polskim Sejmie. Jak Pan logistycznie chce przeprowadzić swoją kampanię?
AG: Przede wszystkim rozsyłajmy wici do swoich znajomych, mieszkających za granicą. Namawiajmy ich, by zdobyli się na ten trud i zagłosowali na kandydata polonijnego. Wtedy i tylko wtedy będziemy mieli swojego przedstawiciela. Powstanie ten wyłom, na podstawie którego w następnych wyborach będziemy mogli powiększać grono naszych posłów w polskim parlamencie.
MB: Jak Pan widzi swoją rolę w Sejmie?
AG: Moja sztandarowa propozycja to inwestycja w Polonię. My na całym świecie mamy swoje posiadłości, domy polskie itp. W Sydney jest taki dom, wokół którego jest pełno wielopiętrowych budynków. A ten dom polski, wyglądający jak baraczek z lat 60-tych, stoi na działce, która jest warta przynajmniej 15 milionów dolarów. Gdyby na tej działce rząd polski wybudował wielokondygnacyjny budynek, to ze sprzedaży mieszkań zostałaby spłacona pożyczkę zaciągnięta na budowę, a kilka pięter można by przeznaczyć na wynajem. Polski klub miałby stały dochód z tego wynajmu, który by go utrzymywał. Jak wiemy, kluby polskie nie są w stanie utrzymać się się z wyszynku, czy organizowania imprez. To jest tylko taki przykład. Oczywiście obwarowałbym takie inwestycje warunkami: zarząd nie ma prawa go sprzedać przez, na przykład, 25 lat a polskie szkoły, zespoły taneczne, harcerstwo itp. miałyby nieodpłatne prawo do korzystania z pomieszczeń klubowych.
MB: Czy głos jednego przedstawiciela Polonii wystarczy? Jak duża powinna być polonijna reprezentacja?
AG: A właśnie, tutaj jest moja druga propozycja. Marzy mi się Ministerstwo do spraw Polonii, ale z prawdziwego zdarzenia. Nie pełnomocnika d/s Polonii tylko ministra desygnowanego przez Premiera RP. I taki minister wybierałby 5 podsekretarzy stanu z 5 kontynentów, czyli Ameryka Płn. z Kanadą, Ameryka Płd. i Środkowa, Australia z Nową Zelandią i Azją, Europa i Europa Wschodnia (Kresy). Organizacje z różnych kontynentów przedstawiałyby swoich kandydatów, a minister wybierałby tego, który mu najbardziej odpowiada.
Chciałbym też, by państwowe dotacje były usprawnione. Mniej biurokracji, sprawniejsze dotacje. Ostatnio Pani dyrektor z jednej ze szkół skarżyła się, że rozliczanie dotacji na uroczystość 3 Maja jest tak skomplikowane i czasochłonne, że ona wolałaby zapłacić za nią z własnych pieniędzy, jako darowiznę na rzecz szkoły. Wszystkie małe projekty powinny być rozliczane wyłącznie na zasadzie merytorycznego sprawozdania, bez drobiazgów. I organizacje polonijne powinny mieć możliwość bezpośredniego występowania o dotacje, bez pośredników w postaci różnych fundacji.
MB: Z tej rozmowy wynika, że jako Polonia mamy szansę, której nie powinniśmy zmarnować. Pozostaje nam tylko życzyć powodzenia!
AG: Dziękuję. Zapraszam wszystkich do rejestracji do wyborów i głosowania na kandydata polonijnego!
Rozmawiała: Maria Byczynski
Zdjęcia: British Poles
Od redakcji: Więcej o wyborach można dowiedzieć się z naszego Poradnika – rejestracja do wyborów, spis komisji wyborczych na Wyspach, lista kandydatów w Polsce