W grudniu w rosyjskim mieście Wołogda, w którym urodził się Warłam Szałamow, więzień i Wergiliusz sowieckiego GUŁagu, odsłonięto pomnik Stalina.
Generalissimus z brązu, stoi wyprostowany, naturalnej wielkości, pewny siebie, z ręką wsuniętą za połę płaszcza, uśmiechając się pod wąsem. Rzeźba znajduje się na terenie domu-muzeum „Wołogodzka zsyłka”, gdzie w latach 1911–1912 mieszkał zesłaniec polityczny Dżugaszwili. Według obliczeń wydawnictwa „Verstka”, był to piąty pomnik Stalina wzniesiony w minionym roku, piąty z niemal 120 istniejących obecnie w Rosji.

Lokalny gubernator Filimonow tego samego dnia złożył kwiaty pod pomnikiem ofiar represji politycznych i wziął udział w odsłonięciu pomnika ich oprawcy – „największej postaci – jak określił Stalina – o której pamięć należy pielęgnować, czcić i przekazywać potomnym”.

Zdawać by się mogło, że to polityczna schizofrenia, że niemożliwe jest jednoczesne upamiętnianie ofiar i oddawanie hołdu ich zabójcy. Albo – albo. A jednak to się dzieje. Nie jest to jeszcze całkowite wymazanie pamięci o tych, których zgładziło sowieckie państwo, ani o jego zbrodniach, ale już świadome, makabryczne szydzenie z tej pamięci, jej profanacja i deptanie. I w tym właśnie sensie Stalin jest jak swastyka narysowana na ścianie synagogi, jest znakiem pozostawionym szyderczo na obiekcie, który pragnie zbezcześcić, symbolicznie zniszczyć, pozbawić ochrony i znaczenia. W Rosji wciąż obowiązują przepisy uznające fakt masowych sowieckich represji politycznych…Przeczytaj więcej
Siergieja Lebiediew
Artykuł opublikowany w całości na portalu „Świat Sybiru” .