Nasz wywiad z Tadeuszem Musiołem, ostatnim ministrem Rządu RP na Uchodźstwie

30 listopada, 2022

Rząd RP na Uchodźstwie utworzony został w 1939 roku w Paryżu, a od 1940 roku miał siedzibę w Londynie. Był prawowitym przedstawicielstwem Państwa Polskiego od momentu ewakuacji władz Polski w 1939 roku do upadku komunizmu. W ciągu 50 lat urząd prezydenta sprawowało 6 osób. Ostatnim żyjącym członkiem Rządu na Uchodźstwie jest Tadeusz Musioł, który wziął udział w uroczystościach ostatniego pożegnania 3 polskich prezydentów Rządu RP na Uchodźstwie – Władysława Raczkiewicza, Augusta Zaleskiego i Stanisława Ostrowskiego. 

W ratuszu w Newark podczas uroczystości pożegnania prezydentów. Zdjęcie: Tomasz Muskus

British Poles, Maria Byczynski: Kilka dni temu spotkaliśmy się w Newark na uroczystościach związanych z ekshumacją i sprowadzeniem do Polski szczątków trzech pierwszych Prezydentów RP na Uchodźstwie. Dziś jesteśmy w Warszawie w przeddzień ich ostatniego pożegnania w Świątyni Opatrzności Bożej. Jak doszło do tego, że pojawiłeś się na uroczystościach?

Tadeusz Musioł: Kilka tygodni temu dostałem zaproszenie do Newark od konsula generalnego RP w Manchesterze, Michała Mazurka. Nie odpowiedziałem od razu, bo byłem na letniej akcji harcerskiej. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, że konsul generalny w ogóle wie o moim istnieniu. Nie szukam popularności czy wyróżnienia, jestem jak Słowacki napisał w swoim „Testamencie” – zwykłym zjadaczem chleba. Moim celem i marzeniem była zawsze niepodległa, suwerenna Polska. W latach 70-tych i 80-tych imperium sowieckie wydawało się tak potężne, że myśmy się mogli tylko modlić o wolną Polskę.

MB: Czy odzyskanie niepodległości przez Polskę wydawało Ci się nierealne?

TM: Całkowicie! Do tego stopnia, że ja marzyłem o tym, ale nie wierzyłem, że to się stanie za mojego życia. Chciałem, by jeśli nie moje dzieci, to przynajmniej moje wnuki doczekały wolnej Polski. Tylko o tym wszyscy marzyliśmy. Wolną Polskę znałem tylko z opowiadań rodziców, starszych rodaków i z książek.

MB: Urodziłeś się w Wielkiej Brytanii?

TM: Tak, urodziłem się w marcu 1948 roku. I miałem wielkie szczęście, że rodzice mnie wychowali na Polaka. Zawsze się czułem Polakiem. To, że się urodziłem poza granicami kraju, że mam inny paszport, nie miało dla mnie nigdy znaczenia. Jakbym się urodził w Chinach, nie byłbym przecież Chińczykiem (śmiech), tylko dalej Polakiem. To jest kwestia serca.

MB: A jak rodzice znaleźli się w Wielkiej Brytanii?

TM: Moja mama pochodziła ze Lwowa, ojciec ze Śląska. Gdyby nie ta tragedia, jaką była wojna, to by się nigdy nie spotkali i mnie by nie było na świecie. I na 100 procent wolałbym się nie urodzić, żeby tylko tej wojny nie było i Polska była nadal wolna! Moja mama była wychowana w wojskowej atmosferze. Jej ojciec, czyli mój dziadek, Stefan Liszko był dowódcą 6 Pułku Kaniewskich Ułanów w Stanisławowie brał udział w Bitwie nad Bzurą a potem bronił odcinka Warszawy. Tam dostał się do niewoli niemieckiej.  Gdy Sowieci najechali Polskę w 1939 roku. mama mając 14 lat znalazła się w konspiracji. Przyłapano ją z zakazanymi ulotkami i tak zaczęła się jej gehenna. Po dotkliwym biciu została uderzona kolbą od bolszewika, który połamał jej żebra, zostawiając „pamiątkę”. Do końca życia miała w tym miejscu ogromne wgłębienie wielkości pięści.

Mama została wywieziona w ramach pierwszych wywózek na Sybir w 1940 roku.  Jak była tak zwana amnestia, to udało jej się wydostać. Przepłynęła okrętem do Persji, potem z Czerwonym Krzyżem do Iraku i Palestyny, gdzie pracowała jako sanitariuszka w szpitalu polowym. Stamtąd wysłano ją z transportem ciężko chorych żołnierzy do Wielkiej Brytanii. Jej statek został storpedowany na Atlantyku. Tak szybko zatonął, że zginęło wtedy około 200 osób. Mama ocalała. Przez kolejne 2 dni dryfowali na łodziach ratunkowych, aż nadpłynął okręt kanadyjski. W końcu dotarła do Szkocji z Czerwonym Krzyżem i tam pracowała jako  siostra szpitalna. Ojciec z kolei po wybuchu wojny przedostał się przez Rumunię na Środkowy Wschód, gdzie wstąpił do Brygady Karpackiej. Brał udział w walkach Ghazalą i Tobrukiem. Wtedy było wielkie zapotrzebowanie na podchorążych do lotnictwa do Anglii i on się zgłosił. Miał, niestety problemy ze wzrokiem po długim pobycie na pustyni więc go nie przyjęli do lotnictwa. Dołączył do Cichociemnych w Szkocji, szkolił się. Taka była ich odyseja. Poznali się w Szkocji, gdzie wzięli ślub.

MB: Jaki był stosunek do Polaków w tym czasie?

TM: Niestety, bardzo nieprzychylny. Ja nawet mam taką ankietę, wydaną po polsku i po angielsku, gdzie władze próbowały przekonać Polaków, by wracali do Polski. Ojciec właściwie mógł wrócić, ale mama była ze Lwowa więc gdzie miała wrócić? Zresztą jej ojciec płk Liszko został aresztowany i siedział w więzieniu do 1956 roku. Rodzice nie mieli nic, spali na wojskowym płaszczu, pierwszy ich mebel to była moja kołyska. Jedyna praca dla ojca była w kopalni. Mama absolutnie się na to nie chciała zgodzić więc przenieśli się do Manchesteru, gdzie było duże skupisko Polaków. Mama pracowała w szpitalu wojskowym. Dostała się na studia z farmacji w Dundee, ale nie miała pieniędzy nawet na przejazd. Ojciec pracował w ciągu dnia a wieczorami studiował i zdobył wyższe wykształcenie jako inżynier. Wiele lat później, ze względu na pracę ojca, przenieśli się do Szwajcarii.

MB: Losy polskich żołnierzy po wojnie były ciężkie. Nie mogli wrócić do Polski, która trafiła pod sowiecką okupację. Adaptacja do cywilnego życia na brytyjskiej ziemi napotykała na wiele przeszkód. 

To były trudne czasy. Na przykład taki generał Ludwik Kmicic-Skrzyński, jeden z ułańskiej siódemki Władysława Beliny-Prażmowskiego, nie mógł się utrzymać i zamiatał w fabryce! I gdy pchał tę miotłę, to polscy żołnierze przy maszynach stawali na baczność ze okrzykiem: „Czołem, Panie Generale!”. Kierownik zakładu zmienił mu wtedy pracę, ale nie żeby się zlitował nad nim, tylko nie chciał by produkcja się ciągle zatrzymywała. Zatrudnił go więc w administracji, by adresował paczki. Taki był los, ale w ten sposób zaczynała większość Polaków.

MB: Opowiedz coś więcej o sobie, czy zawsze byłeś zaangażowany w sprawy polskie?

TM: Mieszkałem przez pewien czas w Manchesterze. Studiowałem psychologię, potem filozofię. Byłem wiceprezesem Zrzeszenia Polskich Studentów i Absolwentów na Uchodźstwie. Byłem bardzo zaangażowany w sprawy polityczne. Pisałem listy do różnych gazet, dzienników, posłów, Izby Lordów, by nagłośnić sprawę Katynia, ruch oporu w Polsce i różne nasze sprawy. W efekcie powstało masę artykułów w brytyjskiej prasie na ten temat. Polska leżała wtedy twarzą w błocie, nikt nie chciał o tym słuchać. Trzeba było stanąć w obronie sprawy polskiej i jej dobrego imienia. Gdy wziąłem ślub w 1971 roku, to żona bardzo mnie wspierała. Z własnej kieszeni płaciliśmy za plakaty. Dzięki działalności w harcerstwie mieliśmy świetne kontakty w całym kraju. Z czasem organizowaliśmy spotkania z posłami, lordami i dziennikarzami z najsłynniejszych dzienników.

MB: A jak zareagowaliście na stan wojenny?

TM: Było wiadomo , że prędzej czy później Jaruzelski wypowie wojnę polskiemu narodowi. Był zawsze posłuszny Moskwie. Spotkaliśmy się wtedy ze studentami polskimi i postanowiliśmy zrobić manifestacje. O 5 rano, gdy stoczniowcy zaczynali pracę, wręczaliśmy im ulotki informujące o stanie wojennym i nakłaniające do solidarności z polskimi stoczniowcami. Wtedy pojawiła się ogromna ilość Polaków, których nie widziałem od dzieciństwa, wszyscy chcieli działać. To było budujące! Na skutek naszej akcji stoczniowcy zatrzymali w porcie rosyjski okręt „Woroneż” i przez kilka miesięcy nie dali mu odpłynąć.

MB: Czy to Twoja działalność społeczna spowodowała, że trafiłeś do Rządu Na Uchodźstwie? Kiedy to się stało?

TM: To było wtedy, gdy premierem RP na uchodźstwie po raz drugi został Kazimierz Sabbat (Kazimierz Sabbat był premierem przez 4 kadencje w latach 1976–1986 i prezydentem w latach 1986-1989 – przyp. red.). To było w lipcu 1978 roku. Zostałem wtedy najmłodszym ministrem, dopiero co skończyłem 30 lat. Prezydentem był w tym czasie Edward Raczyński. Młodzież znała się z harcerstwa. Kazimierz Sabbat, który sam był harcerzem, wykorzystał sytuację, że młodzi ludzie urodzeni w Wielkiej Brytanii, stanowią siłę. Mogą głosować w wyborach brytyjskich więc trzeba się z nimi liczyć. Młodzież polska miała czasem większe możliwości niż Rząd na Uchodźstwie, który nie był przecież oficjalnie uznawany.

Zwolnienie ze stanowiska podsekretarza stanu. Internetowa baza aktów prawnych Sejmu RP

W rządzie premiera Kazimierza Sabbata byłem w latach 1978-79 a w Radzie Narodowej od 1983 roku do 1991. W tym czasie prezydentami byli kolejno Stanisław Ostrowski, Edward Raczyński, Kazimierz Sabbat i Ryszard Kaczorowski.

MB: Co należało do Twoich obowiązków jako nowo mianowanego ministra?

TM: Robiłem dokładnie to samo, co dotychczas (śmiech), tylko oficjalnie z ramienia rządu. Moja praca na różnych stanowiskach, czy to w rządzie, w harcerstwie, SPK czy Zrzeszeniu Polskich Studentów i Absolwentów na Uchodźstwie, często się pokrywała. Głównie kontaktowałem się z rządem brytyjskim, przedstawicielami innych krajów i dziennikarzami. Rząd składał się z 14 osób (tu jest dostępna lista całego składu rządu – przyp. red.). Wielu z nich było harcerzami i byli starsi ode mnie. Warto przypomnieć, że już wcześniej byłem członkiem Rady Narodowej. Jeździłem na posiedzenia Rady, czyli rządu w Londynie, które odbywały się w POSK-u. Większość członków Rady była kierowana przez stronnictwa polityczne i różne ugrupowania. Natomiast zdarzały się też osoby wybrane bezpośrednio przez społeczeństwo. Mój okręg to była północno-zachodnia część Anglii i północna Walia. Wszyscy mnie tam znali, bo ja zawsze organizowałem wiele uroczystości i zwykle przemawiałem. I zostałem wybrany przeze społeczeństwo.

MB: Jak byli wybierani prezydenci?

TM: Oni nie byli wybierani. Oni byli mianowani przez swojego poprzednika. Za życia każdego prezydenta był już mianowany następca, na przykład na wypadek śmierci. Jeśli chodzi o Kazimierza Sabbata to było wiadomo, że on jest chory na serce więc Ryszard Kaczorowski miał go zastąpić na tym stanowisku. Oczywiście, byli agenci moskiewscy, wtyczki i głupi ludzie, którym się to nie podobało. Wtyczki. Ale jeśli chodzi o społeczeństwo, to ono nie wybierało prezydenta, tylko członków do Rady Narodowej. Ja jestem takim wybranym członkiem. Ludzie mieli zaufanie do wyborów oraz decyzji Rady Narodowej i Rządu RP.

MB: A jak potoczyły się Twoje losy po upadku komunizmu?

TM: W grudniu 1990 insygnia prezydenckie zostały przekazane do Polski i Rada Narodowa zakończyła działalność. Ja dalej działałem w harcerstwie jako hufcowy czyli komendant hufca, przez kilkanaście lat. Uważałem, że osiągnęliśmy cel. Polska odzyskała niepodległość. Dlatego nie działałem już później na arenie politycznej. Nadal z żoną organizowaliśmy uroczystości, uczyliśmy w polskiej szkole, żona była egzaminatorką języka polskiego. Najstarszy syn też był egzaminatorem. Zrobiłem doktorat z filozofii i zacząłem wykładać filozofię, etykę i nauki polityczne. Zajmowałem się pracą ze studentami, jako doradca i wykładowca aż do późnej emerytury. Teraz nadal działam w harcerstwie, kształcąc i wychowując młodzież. Też się od tych młodych uczę. Ale ja nie jestem w tym wszystkim najważniejszy!

Na warszawskim lotnisku wojskowym przed przybyciem samolotu ze szczątkami prezydentów. Zdjęcie: British Poles

MB: Powiedz mi proszę, jak oceniasz działalność Rządu na Uchodźstwie z perspektywy czasu?

TM: Jego działalność była absolutnie konieczna. Po pierwsze była to kwestia legalności i ciągłości. Przekazanie insygniów prezydenckich udowodniło, że Rząd na Uchodźstwie działał według prawa. Konstytucja z 1935 roku wskazuje, że jak kraj jest w niewoli to legalny rząd może działać poza granicami aż do czasu, gdy naród wybierze prezydenta w wolnych wyborach. 22 grudnia 1990 roku prezydent Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy Lechowi Wałęsie wybranemu w wolnych demokratycznych wyborach narodu polskiego. W tym momencie zakończyła się działalność II Rzeczypospolitej i zrodziła się III Rzeczpospolita. I to jest ważne. Nie, jak piszą niektóre podręczniki, że pierwszym prezydentem wolnej Polski był Jaruzelski – ten janczar sowiecki, który wypowiedział wojnę własnemu narodowi! Polska odzyskała niepodległość po pół wieku niewoli komunistycznej. Ile trzeba pokoleń, by to odrobić? Co mnie bolało: tacy jak Jaruzelski i wielu innych do końca pobierało wysokie emerytury i zostali pochowani z honorami na Powązkach. Czyli na tych samych Powązkach, gdzie leży mój dziadek, oficer Legionów Polskich, uczestnik słynnej szarży pod Rokitną w 1915 roku i wojny z bolszewikami w obronie Ojczyzny. Jeden z wielu bohaterów, którzy walczyli i ginęli za Polskę.

MB: Co byś na zakończenie przekazał czytelnikom portalu British Poles?

TM: Najważniejsze jest czy nasze serca biją dla Polski. Naturalnie istotne jest, by Polacy na emigracji znali swój język ojczysty, bo to nas wszystkich łączy, daje wgląd w kulturę i obyczaje. To jest niezmiernie ważne, ale jest celem pośrednim. Ponad wszystko najważniejsze jest za jaką sprawę bije Wasze serce. Czy bije dla Polski? Bo Wy reprezentujecie swoją Ojczyznę. Tam gdzie Wy jesteście, tam jest Polska.

 MB: Dziękujemy za wywiad.

 

Rozmawiała: Maria Byczynski

 

 

 

 

 

 

Socials:

Najnowsze NAJNOWSZE


Kursy walut

PLN/GBP:
GBP/PLN:
GBP/EUR: